Recenzja TP-Link UP525
Wstęp.
Czy jesteście w stanie policzyć na palcach jednej ręki, ile macie w domu urządzeń, które ładujecie przez port USB? Albo takich, które na stałe wymagają takiego zasilania. Ja spokojnie mogę policzyć na palcach dwóch rąk. Zacznijmy: telefon służbowy, prywatny, mojej dziewczyny. Lampka z IKEA na USB, raspberry PI 3 na stałe zasilane, zdarza się mieć odpalone RPI Zero do kilku testów… Ba, zdarzyły się sytuacje, że dochodził do tego iPhone.
Krótko mówiąc moja listwa zasilająca wygląda tragicznie. Ładowarki najczęściej jednoportowe, staram się ratować takimi, które mają dwa, albo i więcej portów, jednak to nie zawsze wystarcza.
A gdyby tak…
Mieć ładowarkę, która posiada 5 portów, ma dobrą wydajność, nie grzeje się bardzo i jest tania? No i gwarantuje porządek na biurku?
Poznajcie bohatera dzisiejszej recenzji – TP-Link UP525.
Wygląd urządzenia.
TP-Link przyzwyczaił mnie do rzeczy, które wyglądają po prostu ładnie. Najpierw testowany przeze mnie router Archer C20i, który ozdobił pokój, następnie odbiornik Bluetooth HA100 który posiadał błyszczącą obudowę co nie przeszkadzało mu się prezentować w sposób reprezentacyjny. W przypadku UP525 dostajemy po prostu krążek hokejowy. Takie było moje pierwsze wrażenie. Powierzchnia na górze jest błyszcząca, natomiast po bokach przy gniazdach – matowa, dzięki czemu nie ma problemu, że przypadkiem zostanie zniszczona przy wpinaniu urządzenia. Na samej górze znajdziemy logotyp producenta wraz z niebieską obwolutą, która przy pierwszym wrażeniu wygląda jak dioda, która będzie informowała nas o statusie pracy urządzenia. Niestety, jest to tylko kawałek kolorowego plastiku. Gniazd na bokach znajdziemy pięć, a właściwie to sześć, bo z tyłu mamy wejście na kabel zasilający. Równomierne rozłożenie powoduje, że gniazda się nie wyróżniają z obudowy co jest plusem. Ładowarkę używałem przez prawie miesiąc nie oszczędzając jej mocno. Ku mojemu zaskoczeniu, nie pojawiła się na nim ani jedna rysa. Nawet w momencie gdy kot po niej stąpał. (Tak, uwielbia elektronikę).
Całość jest bardzo stabilna dzięki gumowej podkładce na spodzie i nie przesuwa się samoczynnie po biurku podczas podłączania urządzenia.
Uniwersalność.
Do wykorzystania mamy 5 gniazd USB typu A. Daje nam to całkowitą uniwersalność w podłączaniu urządzeń, ponieważ dzięki temu możemy podpiąć kable Lighting <> USB, USB <> microUSB jak i USB <> MiniUSB. Nie jesteśmy tutaj ograniczeni przez wychodzącą końcówkę z ładowarki. Chcecie naładować zegarek? Nie ma problemu, wpinacie odpowiednią stację dokującą lub kabel i ładujecie.
Potrzebujemy dużej wydajności prądowej, aby naładować coś za pomocą technologii fastcharge? Nie ma problemu. Urządzenie jest w stanie nam dostarczyć 2,4A przy 5V na jedno gniazdko. Sporo, prawda? Przypomnę tylko, że większość ładowarek daje wam 1A, czasem po 750… Spotkałem się z takimi, co dają nawet po 2 ampery.
A gdybyśmy potrzebowali zasilić Raspberry PI, które jest mocno obciążone i do tego szybko naładować telefon? UP525 poradzi sobie i z tym, dzięki temu, że łączna wydajność gniazdek wynosi 5A przy 5V. Nie jest najgorzej jak na taki sprzęt.
Jednak gdyby się przydarzyła sytuacja, że naprawdę potrzebujemy zasilić trzy malinki i coś jeszcze, co naprawdę weźmie dużo prądu to polecam się rozejrzeć za większym bratem, czyli UP540. Tam łączna wydajność wynosi 8A.
Wydajność.
Skoro mamy już trochę suchych faktów na temat wydajności w akapicie powyżej, to jak wyglądało używanie w praktyce? Dzięki wykorzystaniu technologii fastcharge mój Asus Zenfone 3 naładował się w około półtorej godziny. Na naładowanie się do 60% potrzebował około godziny. Byłem bardzo zaskoczony tą wydajnością.
Drugim urządzeniem, które użyłem do ładowania był Archos 50 Power, który ma baterię 4000mAh. Akumulator prawie dwa razy większy od mojego Zenfona . W tym przypadku na naładowanie urządzenia do 100% musiałem poświęcić prawie 4 godziny ze względu na brak technologii fastcharge.
Kolejno przeprowadziłem ładowanie zarówno Asusa jak i Huawei P8. Chciałem sprawdzić czy UP525 da radę z pełną prędkością ładować dwa telefony. Dał radę. Sprzęt się delikatnie nagrzał, ale nie na tyle, aby móc się bać o jego bezpieczeństwo.
Szczerze powiedziawszy – nie udało mi się obciążyć tak tej ładowarki, aby była gorąca. Zwykłe ładowarki – bez problemu. Ba, nawet firmowa od Zenfona jest gorąca podczas pierwszych procentów ładowania.
Nie zauważyłem również żadnych problemów z zasilaniem RPI oraz lampki iKEI. Wszystko działało bez żadnego problemu.
Wady.
Nie widzę wad w tym urządzeniu. Mogę jedynie napisać, że mogłyby być to usprawnienia w kolejnych wersjach urządzenia. Brakuje diody, która informowała by mnie o stanie urządzenia. Niebieski owal aż się prosi, aby go wykorzystać w taki sposób.
Kolejną rzeczą, którą aż się prosi, aby wykorzystać w tej ładowarce jest właśnie IoT – Internet of Things. Uwierzcie mi, bardzo bym się ucieszył gdybym miał możliwość podejrzenia który port pobiera najwięcej prądu. Albo możliwość kontrolowania gniazd w postaci ograniczenia poboru prądu. Za taką wersję ładowarki mógłbym dopłacić więcej pieniędzy.
Cena.
Tutaj nastąpiło moje największe zaskoczenie, ponieważ jakiś czas temu zakupiłem 3 portową ładowarkę Shiru za 39 złote z wydajnością 3,1A na całą ładowarkę. W przypadku UP525 musimy wyłuskać około 90 złotych monet. Dziewięćdziesięciu. Nie wiem jak wy, ale ja uważam, że jest to bardzo mała kwota, jeżeli codziennie obsługujemy minimum dwa albo i trzy urządzenia i lubimy porządek na biurku. Natomiast większy brat kosztuje trochę więcej – około 110 zł, co nie jest dużą ceną. Dla osób, które na stałe pracują z telefonami, urządzeniami USB – warto wydać te pieniądze.
Ocena końcowa.
Jak ocenić takie urządzenie? Dla osoby, która nie ładuje więcej niż dwóch urządzeń na raz się nie przyda. Jeżeli natomiast używasz więcej niż dwa urządzenia – kupuj natychmiast. Nie pożałujesz. Nie trzeba przepinać kabli. Nie grzeje się. Po prostu działa. Dla pewności można nawet ją schować pod biurko i wyciągnąć same kable – jeszcze większy porządek. Jest uniwersalna, podłączymy do niej wszystko i nie jesteśmy uzależnieni od producenta urządzenia.
Cena jest bardzo niska, urządzenie kosztuje mniej niż dowolna nowa gra na dowolną platformę.
Poza tym – jest to kolejny sprzęt od tej firmy, który z chęcią bym zakupił na stałe do codziennego użytkowania.
Jak pokazuje przykład firmy TP-Link można robić urządzenia dobre oraz tanie.
Plusy:
- Cena
- Wydajność
- Uniwersalność
- 5 gniazd ładowania!
Minusy:
- Brak diody informującej o stanie urządzenia